Panie ty stworzyłeś karibu wilka i niedźwiedzia grizzly
ty uformowałeś muldy śniegu zmroziłeś jeziora i rzeki
a słońce zaszło za horyzont na długie tygodnie – ryby
osiadły przy dnie i czerwone ptaki odleciały nad rio negro

wtedy renifery uczuły zew arktyki i wiedzione instynktem
ruszyły na południe – za nimi krok w krok sunęły drapieżcy
Panie ty dałeś ssakom wiotkie mięśnie i sprężyste ścięgna
nauczyłeś umykać i węszyć za pokarmem – płytkie ślady racic
i pazurów świadczyły o twoich dobrych zamiarach –
chciałeś dać istotom możliwość wyboru a one skoczyły ku
sobie i odwróciły się od ołtarzy wilk zaczął polować na rena
a niedźwiedź czekał u brodu na łososia i na okaleczoną samicę
doskakiwał z rykiem i jednym uderzeniem łapy rozbijał jej
kręgosłup widziałeś Panie jak chlupotała krew jak czerwień
rdzawiła porosty i kamienie – widziałeś też Stwórco malca
krążącego wokół miejsca kaźni widziałeś siadającego przy
płatach mięsa i białych kościach – czującego wciąż zapach
matki tak jak widywałeś wiele razy ludzi czekających na pomoc
i szukających wyjścia z matni – on nie pojął bólu gdy przybiegły
wilki i rozszarpały go obok tej która chciała poprowadzić go
odwiecznym szlakiem – tak Panie dopełniły się ich chwile bo tak
dopełniają się chwile każdego bytu – karibu wędrowały z północy
na południe a potem wracały by wydać potomstwo pośród mchów
i wrzosów – Ty tak to zaplanowałeś i tak nazwałeś – wszakże wszystko
istnieje w czasie gwiazdy pulsują planety krążą w magnetycznym leju
i nikną pośród lodowatej czerni wulkan wybucha i lawa zastyga na
zboczach krateru stada pelikanów unoszą się nad namorzynami
i człowiek dojrzewa jak owoc w błogosławionym łonie i człowiek
umiera z błogosławieństwem na ustach – karibu niesie w brzuchu
cielę które urodzi się na północy szybko okrzepnie i ruszy w swoją
pierwszą trasę potem przez wiele lat będzie podążać za samicami
i da życie silnym samcom pokona rzeki i strumienie wydostanie się
z zapadającego się lodu a gdy wreszcie dogonią je wilki zapłacze
schyli łeb i pogodzi się ze swoim losem bo wszystko ma kres
wszystko marnieje i znika tylko ty Panie Wszechświata nie
opuszczasz nikogo i trwasz przy każdym istnieniu jak krążąca
w żyłach krew jesteś kodem genezy i szyfrem wieczności żelazem
w sercu drapieżnika i tlenem w skrzelach roślinożernej ryby
to dla twojej chwały karibu ruszają w drogę i uciekają przed
białym niedźwiedziem to dla twojej chwały krew marznie na
firnach a kości na wieki wnikają w lód to dla ciebie kroki
renów szemrzą nieustającą modlitwę a wilki i polarne sowy
nucą hymn głodu pieśń zabijania psalm poczynania z nicości