Skrzydła
jak tańczące motyle
pędzone wiatrem
przecinają
taflę powietrza
w zmęczeniu niosąc
nadzieję
wiosennej orce

Utrudzone ramiona
pojękują
lękając się martwej ciszy
w oddali w zardzewiałej zbroi
emigrant
Don Kichot
śpiewa piosnkę rozkiełznaną
o spróchniałych wiatrakach

A zapach chleba
pozostaje niezmiennie ten sam
wiodąc na pokuszenie
marzeń
Ziarno
jak boże tchnienie
Ziarno boże